Prawdopodobnie najlepsza strona o historii Ziemi Wronieckiej

Nasza wspólna niedola

W niedzielę 10. grudnia 1939 r., przed południem, do Jędrzejowa Kieleckiego dobił po trzydniowej, uciążliwej podróży skład pociągu towarowego z Poznania (wówczas Posen, miasta wcielonego do Rzeszy Niemieckiej). Pierwsza wojenna zima nastała wcześnie, przynosząc mroźne noce i wyjątkowo chłodne dni, i taki też był ten dzień pamiętny.

Z wagonów, przeznaczonych normalnie do przewozu bydła, wysypał się zziębnięty tłum ludzi różnego wieku, kondycji, stanu społecznego, opatulonych w co się tylko dało. Mężczyźni pomagali starszym wydostać się z wysokich progów wagonowych, matki, również i te, z maleństwem na rękach, gromadziły wokół rozsypane dzieci. Inne zajęte ściąganiem rozmaitego bagażu, wśród których tobołki z pościelą, zwinięte byle jak, widać w popłochu.

To pierwszy taki transport ludzi przybija do miasteczka. Budzi przerażenie, bo się jeszcze społeczność kraju nie opatrzyła z podobnymi widokami. Nie umie nawet przypuścić, że oto zaczyna się ponury czas pogardy człowieka, wysiedleń, przerzucania wielkich ludzkich mas daleko od domu i swoich stron. Przyjdą przecież okrutniejsze represje narodu i takie obrazy staną się wojenną codziennością, spowszednieją.

Tymczasem wróćmy do naszych wysiedlonych. Nikt oczywiście nie wie, co będzie dalej, nie zna podobnych precedensów. Niepokój wisi w powietrzu! Jak w mglistym zwierciadle widzę chłopskie zaprzęgi – podwody, wiozące ku oddalonemu miastu dzieci, bagaże oraz niesprawnych podróżnych. Z najdalszych wspomnień muszę wywołać pamięć tych, którzy wówczas udzielili nam, bezdomnym, dachu nad głową. Niewątpliwie polska władza administracyjna Jędrzejowa w wyniku zarządzenia okupanta nakazała mieszkańcom opróżnić pewną ilość pomieszczeń dla wygnańców. Nas przyjęła rodzina żydowska znanego przed wojną właściciela wielkiego tartaku (tartaków?), Horowicza (imienia nie pamiętam) człowieka zamożnego i ustosunkowanego. Natomiast mieszkali Państwo Horowiczowie, małżeństwo średniego wieku z sędziwą matką pani Salcze, na uboczu, w skromnym, parterowym domku przy ul. P.O.W. (–funkcjonowała nadal nazwa historycznej Polskiej Organizacji Wojskowej) podmiejskiej dzielnicy Podklasztorze. Domek ów sąsiadował z terenem tartaku, szybko odebranego właścicielom przez Niemców. Po drugiej swej stronie miał wytworną willę – taka się wówczas wydawała oczom dziecka – wybudowaną przez pana Horowicza dla córki Mali Wojewódzkiej, jej męża aryjczyka (Polaka, katolika) oraz ich dzieci. W tym właśnie swoim domku przygotowali nam gospodarze osobny pokój z kuchnią (prawdziwy ewenement, zważywszy, że na ogół jedno pomieszczenie przydzielano kilku rodzinom wysiedlonych). Niemal puste, bo jednak zostawiono łóżko i piec do gotowania, tzw. angielkę.

1. Dom Horowicza w Jędrzejowie Kieleckim z gromadką przyjętych wysiedleńców Wielkopolan – pierwsza wojenna wiosna, 1940 r. Stoją od lewej: Marian Szumski, Jadwiga Straszewska, Waleria Wendland, Wincenty Okoniewski, Bronisława Wilczyńska, Leon Straszewski, Emilia Okoniewska i Zygmunt Stryczyński. Siedzą od lewej: Maria Wendland, Janina Okoniewska i Wanda Wendland. Zbiory autorki

Na razie przypatrywano nam się z rezerwą, co normalne w wojenny czas: „jacy to ludzie?”, „w czym naruszyli prawo – wszak musieli, skoro ukarani”, „i mówią po niemiecku”. Ale mądry Żyd wiedział swoje – z Rzeszy płynęły wieści, prezentujące rasizm hitlerowski bez osłonek, wciąż narastała fala represji wobec ujarzmionego narodu. Czuł totalne zagrożenie dla swojej nacji i szczególną, bolesną wspólnotę losu mieszkańców tej ziemi. Tak więc szybko stosunek żydowskiej rodziny do nas zmienił się na dobrosąsiedzki. Panie ratowały wiecznym pożyczaniem sprzętu kuchennego, przecież brakowało nam wszystkiego. Zapraszały dzieci na „żydowską przekąskę”: czarny, okupacyjny chleb podpieczony nad żarem paleniska, natarty czosnkiem, liźnięty świeżym masłem (kobiety wiejskie przynosiły je w zapaskach, wraz z innym nabiałem, i sprzedawały po domach) – to był rarytas! Pan Horowicz coraz to podrzucał jakiś przydatny stołek, stary mebel. Pamiętam, że kiedyś przyniósł ogromną puchową poduchę; przecież zima tężała, zamarzała woda w studni, śnieg leżał na wysokości połowy okienek a kwiaty mrozu na szybach nie zamazywały się przez długie tygodnie. Przede wszystkim jednak przynosił dobre wiadomości ze świata – co się dzieje na frontach, jak i gdzie organizuje się wojsko polskie, kiedy się skończy wojna, bo „im słoneczko wyżej, tym Sikorski bliżej”. Tu akurat był sceptyczny. Doradzał, by szukać jakiegoś zajęcia, bo oszczędności się skończą, a wojna potrwa na pewno dłużej, niż sobie tego życzymy. nam dziewczynkom (10 i 12 lat) zdradzał, gdzie tartak składuje ścinki drewna na opał. Ochrona przymyka oko, gdy zbieraczami są dzieci. I tak faktycznie było, sprawdziłyśmy nie jeden raz. Pod angielką buzował ogień a mieszkanko szybko się nagrzewało.

2. Na fotografii (stoją od lewej:) Wanda Wendland, Maria Wendland i Janina Okoniewska oraz (siedzi:) Wincenty Okoniewski. Jędrzejów, 10 czerwca 1941 r. Zbiory MZW

Przy ul. P.O.W. przeżywaliśmy wspólnie nie kończącą się zimę 1939/40 i doczekali apogeum klęski – ekspansji Niemiec na Zachód i upadku Francji w 1940 r. Jakoś tak pod jesień przeprowadziliśmy się bliżej śródmieścia Jędrzejowa, gdzie łatwiej było o pracę. Los Państwa Horowiczów śledziliśmy już z pewnego dystansu, chociaż odwiedzając ich jeszcze w getcie, póki to było możliwe (a zdaje się, i później – my, niesforne dzieci). To wyraźnie pamiętam – mała chatynka nad strumieniem (szło się przez kładkę), gdzieś na tyłach ul. Pińczowskiej, izdebka właściwie schludna i przytulna, mimo panujących tuż obok nędzy, zagrożenia i śmierci. Tu niezadługo zastrzelona zostanie babcia.

3. Fotografia dwóch niezidentyfikowanych Żydów. Wykonana po 1939 r. na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką. Zbiory Grzegorz Maciejewski

Wszystko to bezpowrotnie przeszło, minęli ludzie i my, już wiekowi, powoli mijamy. Zdumiewające, że, choć pokoleniu wojennemu przyszło się otrzeć o totalną zagładę, dziś jeszcze nie bez bólu serca wspominam życzliwą nam rodzinę żydowską. Panią Horowiczową, cichutką, subtelną Salcze, zagazowaną w Auschwitz, i jej mamę, zastrzeloną bez pardonu u progu ostatniego mieszkania, w getcie, skąd odmówiła wyjścia na dalszą poniewierkę. Panu Horowiczowi podobno udało się uciec z łap Niemców, ale potem, skazany na całkowitą samotność i zaszczuty w pułapce beznadziei, miał popełnić samobójstwo. Córka Mala w zamkniętym klasztorze katolickim i wnuki u polskiej babci przetrwali wojnę. Natomiast zięć zmarł młodo w wyniku ciężkiej choroby, nabytej w leśnej partyzantce, i na nim się zamyka bolesna litania rodzinna. Zastanawiam się, dlaczego z wielkiej księgi wydarzeń własnych, która się pisze każdemu, wybrałam nikłe pasemko – ten właśnie wątek. Bo powstała i zatoczyła kręgi jakaś zła legenda, pewnie w czyimś starannie zakamuflowanym interesie – legenda o nienawiści, rzekomo bujnie rozkrzewionej na tej umęczonej ziemi.

Zapisałam więc to wszystko, zobligowana w sumieniu, dla Prawdy, wiernie zapamiętanej. Na tym niedużym, wyeksponowanym tutaj odcinku wojennej, polskiej drogi, nie najważniejszym zresztą – tak było.

Tak właśnie było. I tej prawdzie życzę przetrwania. Amen.

Poznań, maj 2005 r. (po 65-ciu latach).

Wanda Pierzchlewiczowa (Wendland)

wysiedlona z Wronek w grudniu 1939 r.

4. Wanda Pierzchlewicz i Piotr Pojasek. Wronki, czerwiec 2016 r. Fot. M. Cronin

***

Według wydanej w 1930 r. „Księgi Adresowej Polski (wraz z w. m. Gdańskiem) dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa (…)” w Jędrzejowie zamieszkiwali następujący przedsiębiorcy o nazwisku Horowicz (str. 213-314):

1. Cegielnia: J. Horowicz,

2. Gips – eksploatacja: A. Horowicz, Górna Droga,

3. Spożywcze artykuły: J. Horowicz, Podklasztorze,

4. Tartak: A. Horowicz i Ska (par), Droga Górna.

***

Przed umieszczeniem powyższego artykułu na naszej stronie skontaktowałem się z panem Krzysztofem Maziarzem, który jest współredaktorem portalu http://andreovia.pl/ będącego prawdziwą kopalnią wiedzy historycznej o Jędrzejowie. Poniżej zamieszczam otrzymaną korespondencję zawierającą wiele cennych informacji dotyczących osób i miejsc opisanych w artykule pani Pierzchlewiczowej. Dzięki bezinteresownej pomocy pana Krzysztofa możemy zamknąć kolejną historię…

„Właścicielem tartaku o jakim mówimy był Józef Horowicz. Jego nazwisko jeszcze widnieje na mapach geodezyjnych z 1948 r. Proszę również spojrzeć na listę jędrzejowskich Żydów zamordowanych przez Niemców w czasie II wojny: http://andreovia.pl/publikacje/zydzi-z-jedrzejowa Po prawej stronie znajdzie pan tam nazwisko Horowicz Yosef (imię zapisane w transkrypcji angielskiej, bo lista pochodzi ze stron anglojęzycznych).

Chronologicznie ulica najpierw nosiła nazwę Droga Górna albo Górno Klasztorna (spotyka się też zapis Klasztorna Górna), następnie w okresie dwudziestolecia międzywojennego nadano jej nazwę P.O.W., natomiast w czasie okupacji hitlerowskiej nazwę zmieniono i została ulicą Polną. Obecnie ulica nosi nazwę Stefana Okrzei. Proszę zobaczyć jak to było na planie miasta: http://andreovia.pl/component/joomgallery/ulice/a087-1936-01-640 (lewy górny narożnik mapy – P.O.W.), albo na planie miasta z czasów II wojny http://andreovia.pl/publikacje/mapy/item/386-a64-1940-02 (ul. Polna).

Zabudowania mieszkalne Horowicza znajdowały się na terenie samego tartaku oraz w najbliższym jego sąsiedztwie. Tartak działał jeszcze w latach 80-tych XX wieku. Obecnie na tym terenie znajdują się dwa markety: „Lewiatan” i „Mrówka”.

https://www.google.pl/maps/@50.6454708,20.2932891,3a,75y,197.21h,91.52t/data=!3m6!1e1!3m4!1sY4DlWN6Mg14upmK1RzY9ZQ!2e0!7i13312!8i6656

Do dnia dzisiejszego zachowały się dwa drewniane domki zlokalizowane w sąsiedztwie dawnego tartaku na terenie nieruchomości, których Horowicz był przed wojną właścicielem – być może w którymś z nich mieszkała pani Wanda Pierzchlewicz?

https://www.google.pl/maps/@50.6450946,20.2938993,3a,75y,224.91h,90.25t/data=!3m6!1e1!3m4!1sFFh1TSWN9gF8W0JmKR3Evw!2e0!7i13312!8i6656 ”.

***

W rozmowie telefonicznej z p. Wandą Pierzchlewiczową ustaliłem, że zamieszkiwała w drewnianym domku stojącym równolegle do ul. P.O.W. (obecnie ul. Stefana Okrzei nr 43).

Materiał przygotowany do publikacji przez Piotra Pojaska z Muzeum Ziemi Wronieckiej.

Dzięki uprzejmości p. Krzysztofa Maziarza prezentujemy dwa współczesne zdjęcia domu przy ulicy Okrzei 43 w Jędrzejowie, w którym niegdyś zamieszkiwała p. Wanda Pierzchlewiczowa. Ich autorem jest p. Marek Goldewski, który wspólnie z p. Krzysztofem współtworzy portal andreovia.pl. Dodatkową ciekawostką jest przesłany skan przekroju poziomego omawianego budynku. Plan powstał po 1945 r. i przedstawia podział parteru dla mieszkających tam robotników z pobliskiego tartaku.

Kopiowanie, modyfikowanie, publikacja oraz dystrybucja całości lub części artykułu bez uprzedniej zgody właściciela – są zabronione.