Prawdopodobnie najlepsza strona o historii Ziemi Wronieckiej

Żołnierze Wyklęci

Wystąpienie pana Romana Ostrowickiego pod tablicami pamięci przed Zakładem Karnym we Wronkach z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych 1 marca 2019 r.

W latach 1945–1956 „«nagrodą» za walkę o Wolną Polskę było więzienie, cierpienie i śmierć” (cyt. z nagrobka gen. Eugeniusza Luśniaka na cmentarzu parafialnym we Wronkach).

Nazywam się Roman Ostrowicki, przyjechałem z Bydgoszczy, ale moje korzenie rodzinne wywodzą się z Mazowsza, dawnego woj. warszawskiego w powiecie sierpeckim ze wsi Łukoszyno-Biki, gdzie się urodziłem i mieszkałem wraz z rodzicami, dziadkami ze strony ojca i rodzeństwem do maja 1959 roku. Jestem bratankiem Antoniego Ostrowickiego, syna Antoniego Ostrowickiego i Wiktorii z d. Kłobukowskiej, którego szczątki spoczywają na tutejszym cmentarzu parafialnym od listopada 1952 roku.

Stryj Antoni został aresztowany 23 czerwca 1950 roku przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Płocku za nielegalne posiadanie broni palnej w postaci dwóch pistoletów, fuzji myśliwskiej i niemieckiego bagnetu. Opatrzności zawdzięczają rodzice i bracia stryja Antoniego to, że na początku czerwca tegoż roku, kiedy rozeszła się wieść o aresztowaniu przez UB ich dowódcy (mój ojciec Stanisław i drugi stryj Edward również należeli do oddziału zbrojnego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, powstałego z połączenia AK, NSZ i innych ugrupowań patriotycznych, które nie pogodziły się z sowiecką okupacją i wprowadzanym w powojennej Polsce komunizmem oraz wszelkim złem, które się z nim wiązało a przede wszystkim uciskiem i terrorem polskich patriotów), po stanowczych naleganiach mojej babci Wiktorii – która instynktownie wyczuwała zagrożenie – zakonserwowali posiadaną broń maszynową i pod osłoną nocy zakopali ją z dala od zabudowań gospodarskich. Nie wiedzieli, że ich brat Antoni przechowywał w budynkach gospodarskich jeszcze inną broń, którą podczas rewizji ubecy bez większego wysiłku znaleźli, jakby znali miejsca jej przechowywania. Musiała nastąpić zdrada, albo „życzliwy” donos od dobrze poinformowanej osoby. Takich „życzliwych”, jakimi byli głównie przedwojenni robotnicy rolni pracujący u tak zwanych po wojnie „kułaków” w powiatach płockim i sierpeckim było sporo. To właśnie tacy ludzie z biedy czy chciwości donosili na sąsiadów.

Stryj Antoni po zakończeniu śledztwa przez płocką ubecję przekazany został Wojskowej Prokuraturze Rejonowej w Warszawie i 19 września 1950 roku skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 12 lat więzienia, pozbawienie praw publicznych i obywatelskich na 3 lata oraz przepadek mienia w całości. Przetransportowany do Wronek w celu odbycia zasądzonej kary, nie mógł korespondować z rodziną ani otrzymywać krajowych paczek z żywnością, odzieżą a nade wszystko lekami. Współwięzień stryja Antoniego – znajomy rodziny – który po amnestii w 1956 roku wrócił w rodzinne strony odwiedził mojego stryja Edwarda i jego żonę we wsi Czarnomin i opowiedział im jak katowany był stryj Antoni przez oprawców wroneckiego więzienia. Powodem tortur miał być zamiar uzyskania informacji na temat miejsca pobytu oficera Zarządu Głównego AK narzeczonego koleżanki stryja Antoniego, która zdążyła uciec przed aresztowaniem do Warszawy, gdzie się ukrywała. 

Z opowiadań tego człowieka rodzina nasza dowiedziała się jakie bandyckie metody tortur stosowali więzienni kaci. Podał przykład, że kiedyś po kolejnym „przesłuchaniu” nieprzytomnego stryja strażnicy wrzucili do celi, z brzucha wychodziły mu jelita a oni nie mając bandaży, kalesonami obwiązali mu brzuch, żeby jelita nie wypłynęły. Poinformował również, że kiedy stryj Antoni był przytomny, to modlił się do Boga, ażeby dał mu siłę by nie zdradził tajemnicy, albo go zabrał z tego świata. Wracając do dalszych losów stryja Antoniego, to zakończył on swój żywot ziemski 23 listopada 1952 roku w wieku 32 lat i nie dane mu było poznać syna Wojciecha, który urodził się po jego aresztowaniu w 1950 roku. Syn również ojca nie poznał. Matka ponownie wyszła za mąż, a dziecko wychowywali dziadkowie ze strony matki. Po ich śmierci Wojtek popełnił samobójstwo.

Na pogrzeb stryja Antoniego przyjechała matka Wiktoria i brat Edward. Zasadą w więzieniu było to, że trumny ze zwłokami zmarłych więźniów nie były otwierane nawet dla członków rodzin pragnących się z nimi pożegnać. Mojej babci Wiktorii „się udało”, prawdopodobnie przekupiła strażników dolarami, które przesyłał jej w paczkach z ubraniami i bielizną, głównie zaszytymi w krawatach i patkach marynarek, jej brat mieszkający na stałe w Ameryce. Stryjowi Edwardowi strażnicy nie pozwolili podejść do trumny, natomiast babci Wiktorii pozwolili na chwilę, ażeby mogła go pożegnać. Zmarły miał brzuch i głowę owinięte bandażami a na skroni krwistą plamę. Kiedy babcia objęła głowę swojego zmarłego syna wyczuła wyraźnie dziurę w czaszce. Było to ewidentne zabójstwo, a w akcie zgonu lekarz napisał, że stryj zmarł na gruźlicze zapalenie opon mózgowych.

Drugi z braci Edward zmarł w 1957 roku, tym razem faktycznie na gruźlicę. Był więźniem obozu koncentracyjnego w Stutthofie i podczas ewakuacji więźniów w 1945 roku do Generalnej Guberni, w trakcie przechodzenia kolumny przez most w Kościerzynie uciekł i przeczekał aż Niemcy się oddalą. Po uzyskaniu przepustki ze Starostwa Powiatowego w Kościerzynie, w kwietniu 1945 roku wrócił do rodzinnego domu. Z kolei mój ojciec Stanisław był wywieziony do Niemiec na przymusowe roboty w gospodarstwie „bauera”. Jesienią 1944 roku uciekł i również udało mu się dotrzeć do rodzinnego domu. Pomimo, że aktywnie włączyli się obaj w działalność na rzecz niepodległej Polski, po aresztowaniu ich w czerwcu 1950 roku przez P.U.B.P. w Sierpcu udokumentowali swoją przeszłość z czasów okupacji niemieckiej i po jakimś czasie zostali zwolnieni z aresztu. 

Tyle na temat tragicznej historii rodzinnej, ale chciałbym jeszcze nawiązać do tego kim byli ubeccy zbrodniarze okresu stalinowskiego. Naczelni funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego, wojewódzkich i powiatowych UB, milicji, służby więziennej, prokuratur różnego szczebla sądów i pozostałego aparatu ucisku. Byli to w około 40-tu procentach ludzie pochodzenia żydowskiego, którzy w dużej mierze przeszkoleni przez sowieckie NKWD na terenie Związku Radzieckiego, wkroczyli tuż za frontem wschodnim do Polski i od razu rozpoczęli tzw. czystkę wśród inteligencji polskiej oraz patriotów, którzy nie chcieli sowieckiej władzy i komunistycznej Polski. Internauci, którzy komentują zdarzenia z tamtego okresu twierdzą, że tak wyrafinowanych metod torturowania polskich więźniów politycznych jakie stosowali wyżej wspomniani nie używało nawet NKWD ani SS. 

Nie poruszałbym tego drażliwego aktualnie tematu, gdyby nie fakt, że Kłobukowscy z Sierpca (brat mojej babci Wiktorii Kłobukowskiej) wraz z rodziną uratowali życie 14-letniej Żydówce, której rodzice najprawdopodobniej zginęli w getcie warszawskim. Zaopiekowali się nią, kiedy uciekła z transportu żydowskich dzieci z Warszawy do GG. I jak sama ona Halina Mirska-Lasota opisuje w publikacji, którą załączam do pozostałych materiałów i opracowań historycznych oraz dokumentów śledczych, sądowych, więziennych i rodzinnych dotyczących losów stryja Antoniego (przekazanych wronieckiemu muzeum), Kłobukowscy stali się jej rodziną. Skłonił mnie do tego fakt, że w „podzięce” za ten szlachetny czyn, sędzia Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie major Zygmunt Wizelberg, Żyd z doświadczeniem NKWD-owskim i kat, osądził mojego stryja Antoniego i wydał na niego tak bandycki wyrok. Dodam, że ten sam sądowy oprawca był związany ze sprawą generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila” (1895–1953), którego grobu do dziś poszukuje prof. Szwagrzyk z IPN-u. 

Powojenni funkcjonariusze aparatu ucisku, pochodzenia żydowskiego – bezpośrednio i pośrednio – wymordowali o wiele więcej polskich patriotów po wojnie, niż tak zwani polscy szmalcownicy wydali Żydów hitlerowcom, lub w inny sposób im zaszkodzili. Propaganda antypolska prowadzona obecnie przez rząd izraelski i pewne środowiska żydowskie w USA, jest plugawym pomówieniem, mającym na celu zdyskredytowanie Polaków wobec opinii światowej, która nie do końca zna fakty historyczne, w dużej mierze świadomie zakłamane przez część Żydów i sprzyjających im publicystów. 

Przygotowane materiały zamierzam dzisiaj przekazać v-ce burmistrzowi Wronek panu Robertowi Dornie, który w październiku ubiegłego roku uświetnił swoją obecnością poświęcenie pamiątkowego krzyża postawionego przy grobie stryja Antoniego, złożył przy nim kwiaty w barwach narodowych i uczestniczył w mszy świętej za spokój jego duszy, oraz za to, że zaprosił mnie i moich braci obecnych na uroczystości do Urzędu Miasta i Gminy, a następnie – za zgodą Dyrektora Zakładu Karnego we Wronkach – w którym nasz stryj zakończył swoje życie do jego zwiedzenia. Serdecznie za to wszystko dziękuję panie Burmistrzu. Takie same dokumenty chciałbym przekazać panu Dyrektorowi tutejszego Zakładu Karnego, który – jak mi wiadomo – z wykształcenia jest historykiem i zamierza utworzyć na terenie więzienia izbę pamięci poświęconą ofiarom tamtego okresu, a nade wszystko człowiekowi, który jako pierwszy wskazał mi faktyczne miejsce spoczynku mojego stryja i dopomógł w dopełnieniu ważnych formalności związanych z jego upamiętnieniem. Jest nim pan Piotr Pojasek z Muzeum Ziemi Wroneckiej, człowiek niebywale życzliwy i pomocny. Ja na cmentarz wronecki przyjeżdżałem nieprzerwanie od 1992 roku, regularnie przed Świętem Zmarłych i składałem kwiaty oraz zapalałem znicze w niszy kaplicy znajdującej się na cmentarzu, w przekonaniu, że szczątki mojego stryja Antoniego oraz wielu innych ofiar, których nagrobki zostały zlikwidowane (bodajże w 1981 roku), zostały ekshumowane w to właśnie miejsce. Takie informacje uzyskałem od ludzi, którzy przebywali w czasie mojego pierwszego pobytu na wroneckim cmentarzu parafialnym.

Udało mi się nawet nawiązać kontakty z osobami, które od strony historycznej zajmowały się losami ofiar czystek politycznych we Wronkach, ale nikt z nich nie wyprowadził mnie z błędu i nie poinformował, że poza wyjątkiem pojedynczych ekshumacji organizowanych przez rodziny zmarłych, żadnej zbiorowej nie było. Kiedy w roku 2018 podjąłem decyzję o ufundowaniu zbiorczej tablicy upamiętniającej nazwiska zmarłych, których szczątki ekshumowano pod kaplicę, zacząłem szukać kontaktu z kimś, kto mogłaby mi pomóc w załatwieniu wszelkich formalności z tym związanych i tak szczęśliwie natrafiłem na kontakt z panem Piotrem, który szybko i z niebywałym zaangażowaniem dopomógł mi w ustaleniu prawdy. Serdecznie Panu dziękuję w imieniu stryja Antoniego jak i całej naszej rodziny. Wreszcie po 66 latach stryj Antoni ma swój grób.

Pozyskałem informację z Bydgoskiej Delegatury IPN, że na koszt Państwa Polskiego mogą dokonać ekshumacji szczątek stryja i złożyć je we wskazane miejsce, ale dzięki rozmowom z księdzem Proboszczem z parafii św. Katarzyny we Wronkach, która administruje cmentarzem, oraz panem Pojaskiem, doszliśmy do wniosku, że niehumanitarnie byłoby grzebać w cudzych szczątkach, ponieważ na miejscu spoczynku stryja Antoniego odbyły się już dwa kolejne pochówki. IPN nie widział w tym problemu, ale my tak. Dlatego ostatnim „domem” ziemskim stryja Antoniego niech zostaną Wronki. Będziemy o nim pamiętać.

I na zakończenie jeszcze jedna refleksja. Mój ojciec nie opowiadał nam małym dzieciom bajek, może ich nie znał, za to przekazywał nam prawdziwą historię Polski, uczył patriotyzmu i tego jak postępować w przyszłym, dorosłym życiu. Mama natomiast uczyła nas wiary w Boga, modlitwy, kultury zachowania, kindersztuby i innych właściwych zachowań. Nie politykowała, dlatego oświadczam, że antysemityzmu z mlekiem matki nie wypiłem!!! Niektórzy Żydzi sami swoim aktualnym postępowaniem wobec Polski i Polaków prowokują takie reakcje jak moja.

Roman Ostrowicki. Bydgoszcz, 1 marca 2019 roku.

Kopiowanie, modyfikowanie, publikacja oraz dystrybucja całości lub części artykułu bez uprzedniej zgody właściciela – są zabronione.