Prawdopodobnie najlepsza strona o historii Ziemi Wronieckiej

Podania ludowe – cz.II

Podania ludowe z Wronek i okolicy, cz.II

Henryk Gołąbek (1926-2009) z Pierwoszewa

Z p. Henrykiem Gołąbkiem spotykałem się parokrotnie w 2008 r. W tym miejscu koniecznie muszę wspomnieć, że mój rozmówca mieszkał w części wsi o iście osobliwie brzmiącej nazwie „Łysa Góra” (pierwsze wzgórze od strony Wartosławia). Inicjatywa pierwszego spotkania wyszła od p. Henryka, który dowiedział się, że z okazji jubileuszu Biezdrowa zbieram materiały o tej wsi. Wizyty na Łysej Górze zaowocowały utrwaleniem dwóch poniższych historyjek, których nieco inne wersje później usłyszałem także od p. Zygmunta Krzyżaniaka z Biezdrowa. Nie sposób było nie zauważyć, że obu panów Gołąbka i Krzyżaniaka odznaczała duża znajomość miejscowych anegdot oraz wieloletnie zamiłowanie do pszczelarstwa.

1. Henryk Gołąbek. Zbiory Muzeum Ziemi Wronieckiej (dalej MZW)
 

O tym, jak powstało nazwisko Kurnatowski

Armia napoleońska w trakcie marszu na Moskwę w 1812 roku musiała przeprawić się przez Wisłę. Pewien rybak wielce się wówczas przysłużył wojsku, przewożąc swą łódką żołnierzy na prawy brzeg rzeki. Z jego środka transportu skorzystało też wielu Polaków pod dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego. Za okazaną pomoc książę obdarzył owego rybaka szlachectwem, nadał mu przy tym nazwisko Kurnatowski i herb, w którym znalazły się trzy ryby i łódka. Oprócz tego Kurnatowski otrzymał w Poznańskiem majątek Pożarowo.

2. Pocztówka „Przejście Napoleona przez Niemen 1812” – obraz Jerzego Kossaka. Własność P. Pojasek

3. Kartusz z herbem Łodzia Kurnatowskich na ścianie kościoła w Biezdrowie. Fot. P. Pojasek

Skarb z Biezdrowa

Dawno temu bogaty właściciel Biezdrowa wybierał się na wojnę. Przed wyjazdem zakopał pod wielkim dębem drewnianą skrzynię z pieniędzmi. Drzewo to rosło na granicy dzielącej jego dobra od majętności nowowiejskiej. Możny pan musiał polec podczas jakiejś bitwy, ponieważ nie powrócił już do swych włości.

Pewnego razu chłopi orali wołami pole w miejscu, gdzie rósł wspomniany dąb. Nagle zwierzęta zatrzymały się i pomimo ponaglania nie chciały iść dalej. Okazało się, że pług zahaczył o jakiś duży przedmiot spoczywający w ziemi. Oracze zaczęli w tym miejscu kopać i ku swemu zaskoczeniu wydobyli skrzynię wypełnioną srebrnymi monetami. O znalezisku czym prędzej powiadomili nowego dziedzica, który przeznaczył ów skarb na budowę murowanego kościoła w Biezdrowie.

Do dziś ludzie nazywają miejsce, w którym wykopano skarb, „Pieniężnym dołem”. Natomiast nikt już nie pamięta, kiedy ścięto stary dąb. Podobno przed ostatnią wojną widoczny był przy ziemi jego pień, który miał średnicę około 4 metrów.

4. Legendarna skrzynia w kruchcie wieżowej biezdrowskiego kościoła. Fot. M. Nowak

5. Lokalizacja „Pieniężnego Dołu” na mapach topograficznych „Messtischbllat” w haśle: „Wronke”, „Klodzisko” i „Scharfenort” z 1893 r. Legenda: 1 „Pieniężny Dół” – najwyższy punkt geodezyjny w okolicy Biezdrowa, 2 obecna droga przez Biezdrowo Osady, 3 Stare Miasto – obecne usytuowanie piekarni IWONA. Własność MZW
 

***

Zygmunt Krzyżaniak (rocznik 1932) z Biezdrowa Osad

Moje pierwsze spotkanie z p. Zygmuntem Krzyżaniakiem miało miejsce chyba w końcówce lat 90. ubiegłego wieku i dotyczyło nieistniejącego już budynku nazywanego w okolicy „Szlabanem”. Jeszcze przed drugą wojną światową rodzice p. Zygmunta zakupili wspomniany budynek wraz z gruntami rolnymi od ówczesnego właściciela majątku Biezdrowo. W XIX wieku obiekt pełnił funkcję tzw. „domu szosowego”, w którym pobierano opłaty za korzystanie z nowo pobudowanej drogi z Wronek do Sierakowa (identyczny dom szosowy zachował się na zachodnim skraju wsi Kaczlin).

6. Miejsce dawnego domu szosowego w Biezdrowie popularnie zwane „Szlabanem”. Fot. P. Pojasek
 

7. Okolica domu szosowego – „Szlabanu” w Biezdrowie na mapie topograficznej „Messtischbllat” w haśle „Scharfenort” z 1893 r. Legenda: 1 dom szosowy z budynkami gospodarczymi, 2 szosa do Wronek, 3 bruk do centrum Biezdrowo, 4 polna droga do folwarku Ćmachówko. Własność MZW
 

8-9. Budynek dawnego domu szosowego w Kaczlinie (gm. Sieraków). Fot. P. Pojasek

Bliższa znajomość nastąpiła po roku 2002, kiedy to byłem częstym gościem w domu bratanka mojego rozmówcy – Szymona Krzyżaniaka. Z biegiem lat podczas kolejnych spotkań usłyszałem wiele ciekawych opowieści, m.in. o przedwojennym Biezdrowie, wysiedleniu rodziny Krzyżaniaków na roboty do majątku Bomsdorf k/Guben, w tym również dwie historyjki nawiązujące do słynnego na całą okolicę skarbu biezdrowskiego i pochodzenia nazwiska Kurnatowski. Ich treść stanowi inny wariant podań opowiedzianych przez p. Gołąbka. W 2009 r. cztery teksty podań opatrzone komentarzem trafiły do okolicznościowej publikacji zatytułowanej „Kronika Biezdrowska”. Bohatera jednej z nich, tego, który otrzymał nazwisko Kurnatowski, utożsamiłem z uczestnikiem kampanii napoleońskich gen. Zygmuntem Aleksandrem Kurnatowskim (1776-1858).

10. Pocztówka z widokiem pałacu w majątku Bomsdorf (niem. Bomsdorf. Schloss). Wyd. Postkartenverlag Kurt Bellach, Guben, N.-L.; przed 1945. Własność Z. Krzyżaniak

 11. Zygmunt Krzyżaniak. Fot. K. Choręży
 

O tym, jak powstało nazwisko Kurnatowski

Przed wielu laty właścicielem Pożarowa był niejaki Kurno, do którego należał również prom na Warcie we wsi Lubowo(1). Promem tym jesienią zwożono do dworu drewno z pańskich lasów rozciągających się po prawej stronie rzeki.

W listopadzie 1806 roku do Wielkopolski, zajętej wówczas przez Prusy, wkroczyła armia francuska. Część wojska przechodziła w kierunku Poznania przez lasy należące do Kurny. Kiedy ów dowiedział się o tym, z miejsca wydał poddanym polecenie, by użyczyli wojsku do przeprawy prom w Lubowie. Dzięki okazanej pomocy żołnierze z taborami szybko przedostali się na lewy brzeg Warty i ruszyli w dalszą drogę.

O całym zdarzeniu wkrótce doniesiono Napoleonowi, który z wdzięczności obdarzył dziedzica Pożarowa tytułem szlacheckim. Od tej pory Kurno i jego potomkowie mieli prawo używać nazwisko Kurnatowski, które powstało przez dodanie do nazwiska Kurno końcówki „ski”. W tamtych czasach po tej właśnie końcówce poznawano, że nosiciel nazwiska jest szlachcicem.

1. Przeprawa promowa pomiędzy Lubowem lewo- i prawobrzeżnym istniała jeszcze w 1929 r.

12. Gen. Zygmunt Aleksander Kurnatowski (1776-1858). Fot. za: „Kronika Biezdrowska”, Biezdrowo 2009, ryc. 34

13. Lubowo na mapie topograficznej „Messtischbllat” w haśle „Neubrück” z 1893 r. Czerwonym krzyżykiem oznaczono przeprawę promową na Warcie między Lubowem Lewym a Prawym. Zbiory MZW

O skarbie z Biezdrowa

Podczas remontu biezdrowskiego kościoła w latach 1924-1926 ktoś opowiadał zatrudnionym tam pracownikom, że świątynia ta została wybudowana tylko za część pieniędzy, które niegdyś znaleziono w drewnianej skrzyni. Reszta srebrnych monet miała być zamurowana w ścianie kościoła po to, by w przyszłości w razie nagłej potrzeby można było je stamtąd wydobyć. Majster murarski, który schował ów skarb, krótko potem nieoczekiwanie zakończył życie, spadając z wysokiego rusztowania na posadzkę. Nieszczęśnik zabrał do grobu wiedzę o miejscu ulokowania pieniędzy.

Podobno w trakcie przebudowy prezbiterium zaznajomieni z tą historią robotnicy liczyli na to, że odnajdą monety, które – jak mówiono – ułatwiłyby dokończenie kosztownego remontu. Jednakże skarb został dobrze ukryty w grubych murach kościoła, gdzie spoczywa do dziś.

***

Czesław Kałużyński – Z grodu Halszki

W swoim czasie podanie o biezdrowskim skarbie krążyło po bliższej i dalszej okolicy co najmniej w kilku różnych odmianach. Z pewnością było tak, że każdy kolejny narrator ubarwiał opowieść zmieniając poboczne wątki. Niektóre przekazy zostały utrwalone na papierze (patrz zbiór podań Ł. Bernadego, s. 64-7, 141-2), zaś innych nie zapisano i przepadły wraz ze śmiercią ostatniego ich szerzyciela.

Na zakończenie przytaczam jeden z mniej dziś znanych tekstów mówiących o wspomnianym powyżej skarbie z Biezdrowa. Zalazłem go podczas przeglądania przedwojennego pisemka wydawanego przez młodzież szamotulskiego gimnazjum pt. „Z grodu Halszki”. W numerach 4 z grudnia 1931 (s. 43-45) i 5 z marca 1932 r. (s. 59-60) Czesław Kałużyński, wówczas uczeń klasy VII, zamieścił legendę o cudownym krzyżu z Biezdrowa (przypomnę, że z owym pisemkiem była związana także Felicja Straszewska po mężu Mackiewiczowa – matka znanego wronieckiego dentysty Jacka Mackiewicza).

Cudowny Krzyż

Opierając się na orzeczeniu jednego z parafjan biezdrowskich [pisze Czesław Kałużyński], przytoczę legendę, dotyczącą fundacji kościoła w tejże parafji. Biezdrowo jest położone w pow. szamotulskim na pół. zach. od Wronek.

Lato. Pogoda była przecudna. Na niebie nie zauważyłbyś żadnej chmurki. Cisza panowała w całej przyrodzie. Ustał powiew wiatru, a natenczas drzewa, trawy i zboża stanęły nieruchomo. Zdawało się, że całą wioskę ogarnęła senność i omdlenie. W tem ciszę tę przerywa głos dzwonka z dworu, wzywający ludzi do pracy. Żniwiarze z kosą na ramieniu spieszą na zagon pański.

We wsi zostali tylko starcy i kaleki.

Na końcu wsi niedaleko bystrego strumyka stała strzecha, nieco pochylona ze starości. Z tej to chateczki drożyną, pomiędzy łanami zbóż, dąży dziewczyna ślepa, szukając sobie drogi paską, do strumyka po wodę. Biedna nie widzi tych łanów zbożowych, łąk, pokrytych różnobarwnemi kwiatami, słyszy tylko brzęk kos, dochodzący zdala. Oh! jakby chciała to wszystko zobaczyć. Rozżalona na swój los przybywa do strumyka, usiłuje zaczerpnąć wody, lecz wiadro wypada jej z ręki i ginie w odmętach rzeczułki. Bojaźń ogarnia młodociane serce, usiłuje szukać zguby. W tem uczepiło się coś sukni ślepej dziewczyny. Z przerażonych ust wydobywa się okrzyk: „Jezus! Maryja! Józefie! Ratuj!”. Rzuca się do ucieczki, lecz nogi odmawiają posłuszeństwa, a głos: „Bierz zdrowie!”, wydobywający się z pod wody, postępuje strach. Nieprzytomna rzuca się w kierunku co dopiero usłyszanego głosu i natrafia na krzyż, który kładzie na ramiona i skieruje kroki do wsi. Ciężar jednak był tak wielki, że po kilku krokach pada, podobnie jak Chrystus Pan w drodze na Golgotę, i z słowami: „Jezu! to wszystko dla Ciebie” zasypia wśród łanów zbożowych, wśród kwiatów powodzi, wśród brzęku kos żniwiarzy…

Słońce schyliło się ku zachodowi. Ludzie z pieśnią na ustach wracają z pól. Hałas zbudził śpiącą. Otwiera oczy. „O Boże! Przejrzałam” – wydobywa się szept z napół przytomnych ust wieśniaczki. Teraz dopiero zrozumiała słowa: „Bierz zdrowie!”. Uzdrowił ją Zbawca.

O! jakże chciałaby podziękować mu, rzucić się do stóp i ucałować je. Lecz Chrystus Pan przewidział zamiary i zniknął, by już nie wrócić. Na nic przydały się najstaranniejsze poszukiwania dziewczyny. Chrystus zniknął i nie pozostawił żadnego śladu swej bytności. Nic nie bawi wieśniaczki, chociaż po raz pierwszy widzi to wszystko. Smutna powróciła do wioski, by opowiedzieć wszystko, co ją spotkało, gdyż miała dowód wyraźny: odzyskanie wzroku. Ono to przemówiło do wszystkich, skruszyło zatwardziałe serca, wlało łzy, a pobożne matrony, chyląc czoło przed potęgą Bożą, szeptały: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, prawdziwy Człowiek, na wieki wieków”.

Znikło zboże z pól, drzewa pogubiły liście i owoce, śnieg przykrył ogromnym całunem ziemię. Wreszcie nadeszła wiosna. Wieś przestała także gadać o cudzie, a nawet poczęto powątpiewać w jego istotę. Lecz i tym razem Bóg pokazał wiernym swoją potęgę. Ta sama dziewczyna, którą Zbawca uzdrowił, stała się znów wybranką losu. Oto pewnej nocy w śnie przed jej oczyma przesunęło się nadprzyrodzone zjawisko. Wśród krzewów ujrzała unoszący się dziwny dym, a wydobywający się z niego głos: „Idź tam!” przekonał ją, że Bóg chce zadośćuczynienia za uzdrowienie. Dziewczyna opowiada sen otaczającym, w których na nowo odżyła wiara. Sen tłumaczono różnie, dość, że zainteresowanie się nim dało podłoże różnym pomysłom celem jego zbadania. Ponieważ dziewczyna nie mogła wskazać miejsca, gdzie ujrzała dziwny dym, uradzono taką rzecz. Z dwóch najbliższych wiosek pożyczono po cztery młode woły, i takie, które jeszcze nie niosły uprzęży, zaprzężono je do wozu i puszczono samopas. Za wołami posunął się orszak wieśniaków i wieśniaczek z pobożną pieśnią na ustach.

Dziwaczna ta procesja ludzi i zwierząt posuwała się przez pola, gaje, lasy, aż około południa doszła do jakichś gęstych zarośli. Tam woły, jak na komendę, klękają na kolana, a zdziwionemu orszakowi ukazuje się dym, unoszący się nad jednym z krzaków. Zrozumiano sen. Na dane hasło kilku najsilniejszych parobczaków chwyciło za rydle.

Wer praca gorączkowa, zaparto dech w piersiach. Po chwilce zgromadzonym ukazało się koryto, pełne skarbów. (Koryto to można oglądać w kruchcie tegóż kościoła). Wśród powszechnej radości cała ta procesja powróciła do wioski.

Już drugi kur zapiał, a po chatach mógłbyś jeszcze zauważyć skupione gromadki ludu, rozprawiające o tem zdarzeniu.

Wkrótce za znalezione skarby wśród tej zapadłej wioski wielkopolskiej, pośród lasów, na piaszczystym pagórku, stanął skromny kościółek. Pozostałe fundusze nadzór kościelny powierzył ks. proboszczowi. Niestety, pieniędzy nie można było zużytkować, ponieważ przy kupnie zamieniły się w smołę. Zrozumiano, że Bóg nie życzy sobie, ażeby resztę skarbu użyto na jakieś cele prywatne; przeto postanowiono cały fundusz dyspozycyjny ks. proboszcza zamurować w wieży kościelnej. Przy dźwiękach bijącego dzwonu wchodzi murarz z kielnią w ręku na rusztowanie, by zamurować skarb. Murarz pracę ukończył i z uśmiechem na ustach zstępuje z wieży, pomnąc, że sam posiada tajemnicę. W tem rusztowanie się zarywa, a biedak stacza się z kilkadziesiąt metrowej wysokości poprzez dach na ziemię. Słowa: „Jezus! Marja! ratuj!” były ostatniemi, jakie zgromadzeni usłyszeli w jego życiu. Tak więc zginął ostatni świadek i posiadacz tajemnicy. Krąży jeszcze do dzisiaj między ludem legenda, że gdy parafia będzie w biedzie i zajdzie potrzeba remontu kościoła, to te skarby znów znajdą.

Były to czasy ekspansji Szwedów na wschód. W dniu konsekracji powyższego kościoła zgromadzonemu na nieszporach ludowi ukazał się krzyż o ogromnych rozmiarach, który jakaś niewidzialna ręka zawiesiła na wielkim ołtarzu. Paniczny przestrach ogarnął wszystkich. I tak Zbawca zawisł między niebem a ziemią, błogosławił lud swój, klęczący u stóp Jego i powtarzający za kapłanem słowa przysięgi: „Najsłodszy Jezu! oto my, ludzie prości, wyciągamy ku Tobie błagalnie ręce, byś w ciężkiej kraju naszego potrzebie przyszedł nam z pomocą, ponieważ Szwed niszczy nasze ziemie. Odrzuć wroga od Ojczyzny, wróć krajowi upragniony spokój, ład i porządek, wypleń z serc naszych ziarno niezgody, oczyść dusze z grzechów i wad, abyśmy bezpiecznie od nieprzyjaciół, Tobie w czystości serca służyć, czcić i chwalić Cię mogli”.

Przestrach trwał nadal; dopiero słowa suplikacji: „Święty Boże, Święty Mocny…”, płynące jakoby potok rzeźwiący poprzez korzący się przed potęgą Boską lud, po przez pola, łąki, lasy, aż hen…, uspokoiły nieco.

Usłyszał Bóg przysięgę ludu swego. Wróg zniknął z granic Wielkopolski. Znowu wre praca gorączkowa w polu. Parafjanie przypisują to wszystko „Cudownemu Krzyżowi”, który im niejedno jeszcze dobrodziejstwo wyświadczył.

14. Kościół w Biezdrowie. Fot. za: „Almanach Szamotulski”, Poznań 1961, s. 19

cdn.

Piotr Pojasek. Wronki, luty-marzec 2016 r.

Kopiowanie, modyfikowanie, publikacja oraz dystrybucja całości lub części artykułu bez uprzedniej zgody właściciela – są zabronione.