Prawdopodobnie najlepsza strona o historii Ziemi Wronieckiej

Wroniecka latarnia

POZDROWIENIA DLA LATARNI Z WRONIECKIEGO RYNKU

„Wysoka, znacznie wyniesiona w stosunku do kamienic rynkowych. Z dwiema obręczami, zawieszonymi mniej więcej w połowie słupa – masztu oświetleniowego, przeznaczonymi na umocowanie flag, ewentualnie dekoracji kwiatowych (obręcz większa bliższa podstawy słupa). Konstrukcja stalowa (elementy odlane lub kute), ale zwieńczenie bardzo lekkie, delikatne, z dwoma ramionami, wygiętymi wolutowo, woluty zakończone rozetami. Przestrzenie między ramionami, na których zwisają lampy, są połączone, wypełnione misternym, odwróconym ornamentem wolutowym. Kształt głowic przypomina tradycyjne, uliczne lampy gazowe. Środkowy pręt zwieńczenia, górna część masztu dźwiga trzecią lampę, ustawioną jakoby na jego szczycie, w ozdobnym otoku”.

W wystroju latarni można się dopatrzyć znamion secesji – nowego stylu w sztuce przełomu wieków XIX i XX do roku 1914, zwłaszcza w zdobnictwie i sztukach użytkowych. Zdaje się on korespondować z secesyjnym ornamentem (linie faliste) wielkiego napisu reklamowego BAZAR na dachu pobliskiej kamieniczki rynkowej – litery na metalowym stelażu, w ażurowej siatce (kowalszczyzna artystyczna?).

Tyle może odczytać historyk sztuki ze starej wyblakłej fotografii sprzed prawie 80-ciu lat. Dziś i latarnia i zagadkowy „Bazar” żyją już tylko w rzewnych wspomnieniu; które nich przywoła ich obraz, wieloletnią służbę latarni…

1-2. Latarnia na placu rynkowym we Wronkach. Na pierwszym planie Maria i Wanda Wendlandówny z saneczkami. Około 1930/1931. Ze zbiorów autorki

Była taka urodziwa! wysmukła i harmonijna w proporcjach, wprost idealnie wyeksponowana na centralnym miejscu życia miasta. Z wysoka sączyła swoje łagodne światło, bo takie ono faktycznie było, na cały plac rynkowy: bruki, chodniki, domy. Świetlisty krąg spływał z ramion latarni o zmroku. Odgradzał od zewnętrznych zagrożeń, przynosząc wieczorną ciszę, wytchnienie i bezpieczeństwo. Wyłaniał z mroku realne detale, dniem całkiem niedostrzegalne i blaskiem je nobilitował; ten swoisty nocny retusz umiał codzienną zwyczajność zmienić w Farlandię szczęśliwą… Ona sama, latarnia, zdawała się wtedy rosnąć w niebo – czy chmurne, czy gwieździste, czasem jeszcze zorzami wieczoru zza Warty obwieszone – stamtąd siała te swoje uroki, naprawdę Latarnia Zaczarowana. Po dziecięcemu głęboko w to wierzyłam, karmiona bajkami. I każdy potwierdzi, kto pamięta, że tak właśnie było.

A potem nastała wojna. W pośpiechu powojennych lat tak dalece straciłam z oczu moją latarnię – że nawet nie wiem, kiedy skończył się jej czas. Nie mogła oczywiście zniknąć ot, tak sobie, musiały zaistnieć tego ważne powody, radabym je poznać. Pewnie wypchnęła ją z jej honorowego stanowiska współczesność: wymagana przy rozwoju miasta funkcjonalność rynku; obecny trakt komunikacyjny biegnie przecież ukosem właśnie przez jego środek. Może się po prostu wysłużyła, zestarzała i nastąpiło „zmęczenie materii…”. Odchodzą ludzie, mijają rzeczy. A może było z naszą latarnią jeszcze inaczej. Odtworzenie jej dziejów będzie zapewne z korzyścią dla kultury miasta, starsi Wronczanie ją przecież wiernie pamiętają. Miejmy nadzieję, że w miejscowych archiwach pozostała jakaś dokumentacja z nią związana: plany instalacji, rachunki, informacje dotyczące wykonawcy – projektanta, warsztatu. Łamy „Wronieckiego Bazaru” zechcą pewnie zaspokoić naszą ciekawość. Uzasadnić zadowolenie, że Wronki, miasto nieduże umiało się kiedyś zdobyć na taką latarnię.

A propos tytułu czasopisma. Stara fotografia, zaprezentowana przy niniejszym tekście, eksponuje secesyjną reklamę innego bazaru. Czy jego klasa, elegancja nie każą się zastanowić, że mogła by stać się znakomitym logo dla dwutygodnika – logo z historyczną proweniencją!

Wracając do latarni rynkowej. Wiązałabym jej powstanie z rokiem 1904, kiedy to, jak pisze Czesław Grot w swojej monografii: „…firma Hermann Poege z Chomnitz koło Drezna wybudowała we Wronkach elektrownię…”(2) (Wcześniej, po roku 1885, ważniejsze ulice cieszyły się oświetleniem lamp naftowych). Tę informację powtórzy komentarz dotyczący Wronek w albumie „Powiat szamotulski na dawnej pocztówce…”. Pewne dane o elektryfikacji miasta przynosi publikacja „Wronki. Kompendium wiedzy”, w rozdziale „Kalendarium” pod rokiem 1904, 1915. Być może dyskusyjna jest opinia Cz. Grota, op. cit., że „Odtąd (tj. od 1904 r.) zaprowadzono na ulicach i w domach oświetlenie elektryczne”. Według poglądu śp. Eligiusza Grupińskiego w rozmowie ze mną sprzed paru lat (– czy go więc wiernie zreferuję?), że mianowicie: jednym z obiektów, do których najpierw doprowadzono prąd elektryczny była właśnie lampa rynkowa (– poza jakimś pomieszczeniem więziennym). Natomiast oczywiście niepodważalne pozostaje następne zdanie Grota: „Sieć miejska rozszerzała się z każdym rokiem”.

Materiał ikonograficzny dotyczący latarni przynosi wydawnictwo albumowe cytowane wyżej, i to jakby w dwóch płaszczyznach. Zarówno tam, gdzie ona figuruje wyraźnie, na pocztówce nr 23, opatrzona niestety nieprecyzyjną datą wykonania „po 1919 przed 1939”; tu zresztą jej obraz, szczególnie dekoracyjne zwieńczenie, wprawdzie niewątpliwe, ale słabo widoczne, bo na tle pobliskiej kamienicy. Podobnie z secesyjną reklamą – wyraźny pozostał stelaż, sam napis BAZAR już nie do odczytania. Również, w drugiej płaszczyźnie, wymowne są pocztówki z rynkiem, gdzie naszej latarni jeszcze nie ma – przykładem pocztówka nr 18 z rokiem wykonania „ok. 1904”. Tak więc opatrznościowa okazuje się amatorska fotografia z roku 1930/31, która ocala pełną sylwetę naszej latarni niejako przy okazji uwiecznienia rodzinnego obrazka rodzajowego – dzieci z saneczkami.

Rekapitulując, postawiliśmy parę pytań, na razie bez odpowiedzi. Między nimi te najważniejsze – o inicjatora oraz wykonawcę i czas trwania latarni na rynku wronieckim. Tekst niniejszy potraktujmy więc jako głos „alla prima”. Niemniej, trawestując pewną liryczną piosenkę Agnieszki Osieckiej, westchnijmy razem z nią: „…a przecież była…”. Była i jest zawsze w mojej pamięci, stale przyjazna, a jej wyczuwalna dobra aura sprowadza kojący sen nawet po najbardziej przegranym dniu. Skoro tylko ją wspomnę.

Niech zatem ten tekst będzie dowodem jej istnienia i równocześnie laudacją na jej cześć.

Wanda Pierzchlewiczowa

Poznań, 2010.

(tekst ukazał się we „Wronieckim Bazarze” 2010, nr 20, s. 6-7)

1) Kto wie, co reklamował BAZAR, czego śladem pozostał?

2) cyt. z „Wronki. Z dziejów miasta. Od czasów najdawniejszych do 1945 roku”, Wronki 1987, s. 60.

Kopiowanie, modyfikowanie, publikacja oraz dystrybucja całości lub części artykułu bez uprzedniej zgody właściciela – są zabronione.