Prawdopodobnie najlepsza strona o historii Ziemi Wronieckiej

Babcia Palicka

1. Pocztówka z Wronek z widokiem domu Palickich przy ul. Kościelnej 19. Wyd. Photo-Kunst Verlag, Willy Rex, Berlin N. 65, Malplaquetstr.10. Rok 1909. Egzemplarz w zbiorach MZW

Reprodukowane zdjęcie nie jest prywatną fotografią, ale niemiecką pocztówką wydaną w 1909 r. Zdjęcie wykonało berlińskie wydawnictwo Photo-Kunst Verlag, Willy Rex, Berlin N. 65, Malplaquetstr.10. Pocztówka ta należy do nielicznej grupy wśród najstarszych kart pocztowych, których tematem są nie zabytki czy widoki miast, lecz ludzie, ich obyczaje czy – jak w tym konkretnym wypadku – regionalne ubiory.

Pocztówka przedstawia dom na ulicy Kościelnej 19 (dawniej 10), którego właścicielami byli Agnieszka i Wawrzyniec Paliccy widoczni w środkowym oknie na piętrze. Państwo Paliccy zajmowali wówczas prawą stronę piętra, a pozostałe 3 lokale wynajmowali. Kiedy zimą 1939 r. do mieszkania na parterze na lewo od wejścia wprowadzili się moi rodzice, państwo Paliccy z opiekującą się nimi córką Ludwiką Bątkiewiczową zajmowali równoległe mieszkanie po prawej stronie. Wczesne dzieciństwo braci i moje upływało pod uważnym wzrokiem i czułą opieką pani Palickiej, zwanej po prostu Babcią lub w dziecinnej wersji: Fofosią, więc czuję się w obowiązku przypomnieć ją, tym bardziej, że była osobą powszechnie znaną, szanowaną i lubianą.

Dziewczęca głowa wychylająca się z okna z prawej strony na piętrze należy do osiemnastoletniej Józi Jezierskiej, za parę lat Wesołkowej, matki nauczyciela Janusza Wesołka i Anny Rajnigerowej. To jej wnukowie są dzisiaj jedynymi zamieszkałymi we Wronkach potomkami kiedyś rozrosłego rodu Jezierskich, z którym babcia Palicka była spowinowacona przez małżeństwo swojej siostry Antoniny z listonoszem Stanisławem Jezierskim. Do niedawna mieszkali w naszym mieście potomkowie starszej linii Jezierskich, rzeźników z Sierakowskiej (Helena Hałowa i jej córka Olena Rosikowa).

Historia tej rodziny mogłaby stanowić świetny materiał na scenariusz Najdłuższej Wojny w historii Europy, tak jest typowa dla pozytywistycznych dziejów Wielkopolski. Jak wszyscy Wielkopolanie, solidnie traktowali życie i powoli budowali dobrobyt swoich rodzin. Najstarsze pokolenia zajmowały się zawodami rzemieślniczymi, które dawały pewny chleb. Następne, z pokolenia na pokolenie pięły się coraz wyżej, zajmując nieraz eksponowane pozycje w życiu społecznym.

Dziadek Wawrzyniec Palicki (1853-1947), syn rolnika z Dobierzyna, był z zawodu gorzelanym w Piotrkówku, a po osiedleniu we Wronkach w latach dziewięćdziesiątych – placowym na tartaku u Wilczewskiego.

Babcia Agnieszka Palicka (1859-1949) pochodziła z Wronek i była córką asystenta pocztowego Teofila Kreżyńskiego. Była akuszerką czynną zawodowo do 1920 r. Na pocztówce widać dwujęzyczny szyld na prawo od drzwi wejściowych: Akuszerka / A. Palicka / Hebamme.

Mieli pięcioro dzieci, z których najmłodszy, syn Wojciech był kupcem w Poznaniu. Z czterech córek Helena wyszła za mąż za kowala Kaczmarka z Pniew, Maria za urzędnika Kowalskiego w Berlinie, a Józefa też w Berlinie za niemieckiego sędziego Tiede. Najstarsza Ludwika była żoną Stanisława Bątkiewicza, projektanta ogrodów, zatrudnionego u Raczyńskich, którzy w latach 1900-1910 rozbudowywali rezydencję w Zielonejgórze k. Obrzycka.

Wnuków doczekali się jedynie od córki Ludwiki: Alojzego, nauczyciela we Wronkach, Zygmunta, urzędnika w Bytomiu, oraz Stanisława, marynarza i nurka mieszkającego w Gdańsku. Dwaj starsi widoczni są na pocztówce obok mamy w środkowym oknie mieszkania dziadków. Z prawnuków najbardziej spektakularne kariery zrobili synowie Zygmunta: Przemek jako wiceprezydent Krakowa i Andrzej, krytyk filmowy, jako redaktor naczelny czasopisma Film.

Podobne czy jeszcze błyskotliwsze kariery porobiły wnuki Babcinej siostry Antoniny. O jej amerykańskich potomkach: dyplomacie Janie i generale Stanisławie Czyżakach pisał kilkakrotnie Eligiusz Grupiński w „Gońcu Ziemi Wronieckiej”. Z krajowych wnuków najbardziej znany był prominentny działacz partyjny Romuald Jezierski i jego żona, śpiewaczka operowa oraz spowinowacona z klanem znana piosenkarka Marta Mirska Rajnigerowa. Siostrzeńcem dziadka Palickiego był chirurg szamotulskiego szpitala, dr Nowicki.

***

Babcia Agnieszka była osobą popularną i powszechnie poważaną. Niektóre z położnic, prócz fachowej pomocy medycznej otrzymywały od niej wsparcie materialne. Kiedy było trzeba, Babcia poświęcała swoją pościel na pieluchy. Cieszyli się z tej jej charytatywnej działalności kupcy bławatni, bo stale musiała uzupełniać domową bieliznę.

Jeszcze w późnej starości lubiła odbywać spacery po sąsiednich ulicach i ucinała sobie pogawędki z kumami, kiedyś jej pacjentkami, które w ciepłe dni wysiadywały przed domami. Jej rozmówczynie, same już leciwe, ciągle żywo reagowały na odległe wspomnienia: A pamięta pani, jak ja się wstydziłam?

Jej wrażliwości na potrzeby innych nie potrafiła zahamować nawet okupacja. Organizowała posiłki dla więźniów, którzy przyjeżdżali po śmieci. W jej mieszkaniu proboszcz otorowski słuchał spowiedzi, w pierwszej kolejności starsze osoby, bo one prędzej od innych – jak wyjaśniała – mogą się znaleźć koło Mączkarni. Naszej mamie przypadała wówczas ważna rola regulującej ruchem penitentek kierowanych do mieszkania Babci i obserwatora sytuacji na ulicy. Stała na progu i udawała, że pilnuje swoich chłopców bawiących się na chodniku przy domu.

***

Do późnej starości Babcia zachowała wyprostowaną sylwetkę i długie czarne włosy splecione w warkocz, upięte z tyłu głowy. Podobno w wieku 60 lat włosy jej wypadły w czasie tyfusu. Wyrosły nowe, które nie chciały siwieć. Normalnie chodziła wolno, nieco ociężale. Ale ponieważ stosowała metodę dr. Kneippa, codziennie rano wybiegała na podwórze boso w nocnej koszuli, ochlapywała się zimną wodą pod kranem i truchcikiem wracała do wygrzanego łóżka.

To i tłusta dieta zapewniły jej i mężowi długowieczność. Tak przynajmniej sądziły sąsiadki. I choć pan Wawrzyniec Palicki umierając miał 94 lata, a pani Palicka lat 90, sąsiadki wzdychały: Mogliby jeszcze sobie pożyć, ale to wojenne jedzenie. Te polewki, te nawarki – to im zepsuło żołądki. Gdyby mogli tak jak przed wojną?!

Bo przed wojną panna Andzia Szwerbel, służąca od Straszewskich z Rynku przynosiła sosyski (cieńkie parówki) na śniadanie prosto z masarskiego kotła, słynne sosyski Pabsta, najlepsze w całej okolicy, po które co tydzień nawet pałac pożarowski przysyłał umyślnego. Ta sama Andzia w niedzielne rano dostarczała cielęcą nerkówkę, którą całe przedpołudnie dusiło się w brytfannie na równie wielkim kawale brzuchowca dobrze przerastanego lubawym. Po takiej diecie, co jakiś czas, rycynus stawał się najlepszym lekarstwem, zmuszając Dziadków do popisów sprinterskich na podwórzu w kierunku drzwi z serduszkiem. Ale pozwalał dożyć późnej starości. Świetną kuchnię prowadziła im córka Ludwika, która znała kuchnię ziemiańską. Wcześnie owdowiawszy, musiała zadbać o wychowanie trzech synów. Oddała ich do internatu, a sama przez lata była gospodynią czy zarządzającą w pałacu Mycielskich w Gałowie.

***

W pogodne dni Dziadkowie siadywali na ławce na podwórzu częściowo zacienionym przez olbrzymią gruszę. Najczęściej milczeli, jakby zasłuchani w siebie i nieobecni, chociaż w pobliżu bawiły się dzieci, krzątały się sąsiadki rozwieszające pranie czy przygotowujące warzywa do obiadu. Czasem włączali się do rozmów. Babcia obdarowywała słuchaczki skarbami swej życiowej mądrości w rodzaju: Szkła i dzieci nigdy nie za wiele. Nie trzeba chodzić bez potrzeby na cmentarz, a już w ogóle z dziećmi, bo tam tyle zarazków. Nie daje się na imię Wojciech, bo on nigdy nie będzie Wojciech, ale zawsze będzie Wojtek, jak mój: „Wojtek od Palickich”. Córkom przyjeżdżającym w odwiedziny zwykle już na trzeci dzień radziła wracać do domu, gdyż mężowie, pozostawieni na dłużej sami, głupieją.

Dziadek lubił wspominać odległe czasy. Uśmiechając się pod wąsem, zaczynał np. opowiadać, jak to powózką z bukietem kwiatów pojechał do Pożarowa prosić hrabinę o zgodę na ślub z Babcią, która wtedy była panną respektową pani Kurnatowskiej. W takich momentach zwykle wyciszona Babcia zdwajała czujność, a kiedy anegdoty męża stawały się zbyt liryczne, po cichu znikała w czeluściach kuchni, skąd dawał się słyszeć stuk chochli o wiadro. Po chwili ta chochla wyłaniała się z okna pokoju, zatrzymywała się nad głową Dziadka, a strumień wody lądował na jego kapeluszu. W ten pantomimiczny sposób Babcia chłodziła zbyt żywą pamięć małżonka. Dziadkowe: Eee, macia, co robisz? – kończyło niezmiennie te pogwarki.

***

Opowieści Babci miały często charakter dydaktyczny, np. jak bez awantur dyscyplinować męża. Zdarzało się bowiem, że budziła się w nocy, a męża jeszcze nie było. Wiedziała, gdzie się zasiedział. Szybko się ubierała i szła do restauracji Śniegockich czynnej do późnej nocy. Siadała grzecznie przy stoliku najbliżej wejścia, zamawiała kieliszek likieru i wskazując na grających w drugim końcu sali w skata, oznajmiała kelnerowi, że zapłaci pan Palicki. Kelner stawał za plecami grających, coś do nich mówił, a pan Palicki odwracał się w stronę drzwi. Babcia kiwała lekko głową na pożegnanie, wstawała i bez słowa wychodziła. Po chwili małżonek zjawiał się w domu.

Nie ma się czemu dziwić Babcinej troski o finanse męża. Dziadek należał do pokolenia wronieckich obywateli opętanych szaleństwem gry w skata. Na przełomie wieków grano tu ostro w licznych knajpkach otwartych długo w noc i przegrywano majątki. Nieco później była nawet piosenka o wronieckich szynkach, którą już wszyscy zapomnieli, ale pamiętają fragment refrenu (?) mówiący o czasie otwarcia wronieckich lokali:

U Śniegocki – do północki, u Kaczora – do wieczora, u Cyrana – aż do rana.

Ponieważ lubiła radośniejszą stronę życia, była zawsze optymistką. Kiedy w ostatnie dni przed wojną wszyscy z rosnącym przerażeniem rozprawiali o możliwym ataku gazowym, Babcia wyszła na podwórze i podzieliła się z sąsiadkami własną taktyką obronną obmyśloną na tę okoliczność. – Uklęknę przed łóżkiem – mówiła. – Głowę schowam pod pierzynę. Resztę wypnę na pokój… I niech mnie gazują!

***

Kochała dzieci, miała dla nich zawsze czas i cierpliwość. Bracia i ja byliśmy ostatnimi łobuziakami, których obdarzała swoją czułą opieką Jest jej zasługą, że szybko zaczęliśmy mówić, że jesteśmy rozśpiewani. Brała nas na spacery po mieście. Musieliśmy wtedy trzymać się rąbka Babcinego fartucha. Prowadziła np. do fary i pozwalała dzwonić dzwonkami przy ołtarzu. Kiedyś na takiej zabawie złapał ją ks. Stróżyński, który nie zdążył się zdenerwować, bo Babcia skwapliwie wyjaśniła, że ten mały musi ćwiczyć, bo on będzie ministrantem.

W pokoju nad wiekową kanapą przybiła gwóźdź do ściany, przywiązała sznurek na kształt lejców i kazała skakać na niej, sama zaś nuciła piosenkę: – Jedzie, jedzie po obiedzie… Mogła tak godzinami…

***

Rok 1946, ostatnie szczęśliwe lato Dziadków. Państwo Paliccy obchodzą uroczyście małżeński jubileusz: kamienne gody. Była uroczysta Msza we farze, przystrojone krzesła, klęczniki, kierce w rękach jubilatów, przyjęcie przygotowywane na wszystkich piecach w kamienicy oraz rodzinne zdjęcie na podwórzu z dziećmi, wnukami i prawnukami, ostatnie w takim składzie.

Rok następny rozpocznie czas pożegnań: w marcu umrze Dziadek, a na początku listopada córka Ludwika Bątkiewiczowa, w kwietniu 1949 r. Babcia, a w 1956 r. ich najstarszy wnuk, Alojzy Bątkiewicz, świetny nauczyciel, do dziś żywy we wspomnieniach starszych wronczan.

Wojciech Piechota. Wronki, czerwiec 2006.

***

KAMIENNE GODY AGNIESZKI I WAWRZYŃCA PALICKICH

2. Fotografia grupowa uczestników kamiennych godów Agnieszki i Wawrzyńca Palickich. Wronki. Rok 1946. Reprodukcja w zbiorach MZW

Dopiero teraz i daleko, bo aż w Sosnowcu odnalazło się zdjęcie z uroczystości kamiennych godów Agnieszki i Wawrzyńca Palickich, bohaterów mojego tekstu pt. „Babcia”, zamieszczonego w czerwcowym numerze „Gońca…”. Dostojni Jubilaci siedzą trzymając historyczne laski, obecnie przechowywane w naszym Muzeum. Otaczają ich syn i córka wraz z wnukami i prawnukami oraz przedstawicielami dalszej rodziny. Przed nimi stoją i siedzą prawnukowie, dzieci Zygmunta i Alojzego Bątkiewiczów, zaczynając od lewej: Andrzej, Stachu, Hanka, Przemko i Maryla. W drugim rzędzie stoją od lewej: Ludomira, żona Alojzego, Maria i Wojciech Paliccy, Zygmunt, Stanisław i Alojzy Bątkiewiczowie, ich matka Ludwika oraz Janina, żona Zygmunta i Wala, żona Stanisława. W następnym rzędzie stoją od lewej: Stanisław Gorzawski, nieznana z nazwiska krewna pana Palickiego z Szamotuł, Emilia Gorzawska, „Busia” Straszewska i druga nieznana z nazwiska krewna z Szamotuł. Zdjęcie zrobiono na podwórzu domu Palickich przy ul. Kościelnej 19 w dniu jubileuszu w 1946 r.

Wojciech Piechota. Wronki, wrzesień 2006. 

***

Materiał przygotowany do publikacji przez Piotra Pojaska z Muzeum Ziemi Wronieckiej.

Kopiowanie, modyfikowanie, publikacja oraz dystrybucja całości lub części artykułu bez uprzedniej zgody właściciela – są zabronione.